FOX stał samotnie w nawie głównej świątyni. Rozejrzał się, czy aby ta istota, zwana Matrą, na pewno sobie poszła. W ciągu pięciu minut zdążyła mu tyle naopowiadać o swojej nowej lustrzance, że mógł uważać się za eksperta w dziedzinie fotografii.
- Wiem, kim jesteś ? rozległ się głos, który poniósł się echem po świątyni.
- Jak każdy do cholery! ? uniósł się FOX ? Czy możecie sobie darować tą pieprzoną tajemniczość?!
Z cienia wyszedł wysoki mężczyzna, ubrany w różową, kapłańską szatę.
- Wybacz, odgórne polecenie. Jestem kuriaki, kapłan, biskup i w ogóle najważniejsza osoba. ? powiedział kapłan, biskup i w ogóle najważniejsza osoba, podchodząc do FOXA ? A to moi ministranci, fortuna i Freq ? dodał, pokazując na dwie małe istotki, które również wyłoniły się z cienia ? no dalej przywitajcie się!
- Dzień dobry proszę pana. ? odparły dzieci zgranym chórem.
FOX pochylił się i popatrzył na twarz dziewczynki. ? Moja droga, zostało ci trochę pasty do zębów na twarzy ? powiedział, wycierając biały ślad z jej policzka. ? Czy ministrantami mogą być dziewczynki? ? zwrócił się do kuriakiego.
- To nie ma większego znaczenia ? odparł tamten, uśmiechając się lekko.
- Cholera, znowu to robisz! ? krzyknął FOX.
- Co?!
- Uśmiechasz się tajemniczo!
- Nie tajemiczo, tylko lekko, kretynie!
- A to sorry. Przez to miejsce jestem troszeczkę przewrażliwiony.
- Mega luzik, arbuzik.
- Eee? można i tak. W każdym bądź razie, ponoć masz zadecydować o moim losie.
- Tak, wiem.
- Niby skąd?
- Wybacz, odruch.
- Dobra a więc?
- Musisz umrzeć.
- Dobra a tak na serio?
- Mam dla ciebie misję. Tak, doskonale się nadajesz?
- Konkrety, kuriaki, konkrety ? warknął podirytowany FOX.
- Dobrze więc? Widzisz te drzwi? ? spytał się kuriaki, wskazując na stare drewniane drzwi, znajdujące się za ołtarzem.
- To, że mam okulary, nie znaczy, że jestem ślepy.
- No to patrz teraz! ? powiedział uradowany kapłan.
Całą światynię wypełnił potworny ryk, a drzwi wyglądały jakby ktoś brutalnie próbował je wyłamać. FOX odsunął się trwożliwie.
- Niezłe co? ? powiedział uradowany kuriaki ? To twoja misja.
- Że co proszę?! W sensie macie tu jakąś arenę, czy koloseum?
- Niezupełnie. Jak wiesz, chcemy zniszczyć Scypiona. I tam znajduje się nasza tajna broń, coś co pozwoli nam się zbliżyć do celu. Twoim zadaniem jest to dostarczyć do samego centrum królestwa.
- A więc co dokładnie zamierzacie zrobić?
- Wyślemy im? Ogień Prawdy!
- Nie! To zbyt okrutne ? załamał się FOX.
- Nie mamy wyjścia ? odparł kuriaki cicho, spuszczając głowę.
- Dobra, a tak na poważnie, to co to jest ów Ogień Prawdy?
- Haha, patrz! ? uśmiechnął się kapłan. ? Freq!
Ministrant popatrzył na kuriakiego przerażonym wzrokiem i ruszył w kierunki drzwi za ołtarzem. Ledwie dotknął klamki, a drzwi wypadły z hukiem, posyłając biednego chłopca na drugi koniec świątyni.
- BIBLIA, BIBLIA ARGH! ? ryczała mała istotka, z burzą brudnych, kręconych włosów, kóre wyglądały na istą fermę wszy. Resztki jej uzębienia były czarne, nosiła jakąś starą szmatę, w której zapewne roiło się od moli i innego robactwa. Była przykuta do ściany łańcuchami, które dźwięczały straszliwie ? BERET! TY! ? wrzasnęła, patrząc na FOXA ? TY UKRAŚĆ MÓJ BERET! JA WIEDZIEĆ, JEZUS MI PODPOWIEDZIEĆ! ? warknęła i zaczęła szamotać się i rzucać klątwy na wszystko w zasięgu jej wzroku.
- Pięknie kurwa, pięknie ? mruknął FOX.
- Wiedziałem, że ci się spodoba! - krzyknął uradowany kuriaki. ? Dobra czasu jest mało. Freq, fortuna, wiecie co macie robić. ? zwrócił się do ministrantów.
- Teraz twoja kolej! ? krzyknęła fortuna w stronę dochodzącego do siebie Freq?a.
- No? No dobra ? odparł chłopiec, po czym stanął przed kuriakim i uklęknął.
- Nie, nie to! ? warknął kuriaki. ? TO! - i wskazał na wciąż szamotający się Ogień Prawdy.
- Aha?- odparł Freq. On i fortuna zbliżyli się do Ognia Prawdy na bezpieczą odległość, przy okazji dowiadując się o niezbyt miłych szczególach dotyczących ich zbawienia.
- Melduję przygotowanie do zadania. ? powiedział Freq.
- Potwierdzam - odparła fortuna.
- Rozpoczynanie procedury uspokojenia.
Chłopiec wyjął gitarę z miejsca, skąd bohaterowie FPS-ów wyjmują bronie i zaczął grać. Po chwili po świątyni rozniósł się dźwięk ich głosów.
Jesus is a friend of mine.
Jesus is my friend.
Jesus is a friend of mine.
I have a friend in Jesus.
Jesus is a friend of mine.
Jesus is my friend.
Jesus is a friend of mine.
He taught me how to live, my life as it should be.
He taught me how to turn my cheek when people laugh at me.
I've had friends before, and I can tell you that, He's one who will never leave you flat.
W miarę ja słowa piosenki rozpościerały się po pomiesczeniu, można było zauważyć spokój i błogi wyraz, powoli pojawiający się na twarzy Ognia Prawdy.
- No. Na razie mamy spokój. Dobra, proponuję ci się przygotować. Zaraz moi ministranci przyniosą ci smycz i kaganiec. Wyruszasz za pięć minut. A i umyj rączki. ? powiedział kuriaki
- Że co?! ? odparł FOX.
- No? Umyj rączki.
- Nie o to mi chodzi.
- To niby o co?
- Jak to za pięć miniut?
- W tej chwili już trzy, gwoli ścisłości.
- Ale?
Kapłan zgromił FOXA spojrzeniem.
- Nie pyskuj!
Stark i tidus brnęli w śniegu, zmagając się z ogromną zamiecią, szalejącą wśród szczytów Hydepark Hills.
- No tidus, jesteśmy na miejscu ? powiedział Stark wskazując na skałę, na której narysowany był kutas. ? Tak, bez wątpienia to tu.
- Bleubebe ? odparł tidus.
- Tak, wiem. Tylko jakie było to hasło?
- Lol, wasze stare mieszają bigos łokciem! ? przemówił narysowany kutas.
- Pierdol się ? stwierdził Stark. ? Hmm? Hasło to Zbrodnia i kara.
- Ahaha, jaki lamus, czyta lektury szkolne, ROTFL!
- Do diabła!
- Bueue! ? poparł go tidus.
- Racja, za wyskokie progi, na trollowe nogi. Więc może hasło to? Hannah Montana?
- Twoja stara pierze w rzece. Buahahahah!
- Hmm?
- Uebeeeee! ? krzyknął tudus, wskazując na napis znajdujący się nad narysowanym penisem.
- Powiedz przyjacielu i wejdź? ? odczytał Stark. ? Tak, ale co to może znaczyć. Zaraz, zaraz? To zagadka! Hmm?. Myśl Stark, myśl? Co ja plotę i tak się nie uda? tidus, masz jakiś pomysł?
- Jestem hardkorem! ? krzyknął tidus.
- Urwiesz mi od internetu! ? oznajmił kutas. Wielki kamień pękł , ukazując wejście do legendarnego miasta trolli ? Kosz Cave.
- Brawo, tidus! ? krzyknął Stark. ? A ja się zastanawiałem, po co madrav mi takiego debila przydzielił? Bez urazy.
- Ungabunga!
- Dobrze, że się nie gniewasz. A teraz czas wypełnić zadanie. - powiedział Stark, po czym oboje zanurzyli się w ciemnościach Kosz Cave.
Niedotykalna dostrzegła Regiego w małym, obskurnym korytarzyku. Szmabelan patrzył na nią z niecierpliwością.
- Cholera, spóźniłaś się! Pół godziny tu sterczę. Nosz typowe babsko ? przemówił szambelan.
- Przepraszam, musiałam sobie przypomnieć pewne starożytne zaklęcie.
- Taa, jasne. A ten kilogram tapety sam z siebie pojawił się na twarzy?
- No co?! Przecież przeprosiłam.
- Tak, tak? Dobra a tak w ogóle, to czemu umówiliśmy się koło wejścia do lochów. Jest wiele romantyczniejszych miejsc? No chyba, że masz ochotę na randkę w stylu ucieczki z więzienia.
- Niestety, miłość musi poczekać. Mamy tu coś to zrobienia. O widzę, że wziąłeś jakieś żelatwo tak jak się poprosiłam. ? powiedziała Niedotykalna wskazując na bogato zdobioną głowicę, wystającą z pochwy przy pasie Regiego.
- Jakieś żelastwo?! ? oburzył się szambelan. ? To najprawdziwszy miecz madrava II, legendarnego króla tej krainy. Nie znasz tej legendy? Ponoć jakiś jego prawowity dziedzic będzie mógł obudzić prawdziwą potęgę tej broni.
- Hmm? Zapachniało Harrym Potterem? Swoją drogą ciekawe, kto mógłby to być. Masz jakiś pomysł?
- Nie, nie mam. Dobra, więc możesz mi wyjaśnić co tutaj robimy?
- Odwiedzamy mojego starego przyjaciela.
- Wow, musisz być niezwykle lubiana skoro wtrącasz swoich przyjaciół do lochów.
- No cóż, mają gdzie mieszkać, a chleb i woda piechotą nie chodzą.
- To zależy, jak stary jest ten chleb? No dobra chodźmy, bo nie mam czasu.
- Dla królowej nie znajdziesz nawet odrobinki, wolnego czasu? ? spytała się Niedotykalna, patrząc na Regiego smutno.
- A co ja do diabła właśnie robię?!
- Ehh? no racja. Dobra chodźmy.
Ruszyli korytarzem, kierując się w stronę schodów.
- Musimy iść prawie na sam dół, tam gdzie trzymamy najgorszych więźniów ? powiedziała królowa.
I wtedy, po całym lochu, rozniósł się nieludzki ryk, wydobywający się gdzieś z niższych pięter:
- AAA NIEEE, WYPIŚĆCIE MNIE! BŁAGAM, POWIEM WSZYSTKO, TYLKO ZABIERZECIE TO ODE MNIE!
- Hmm, myślałem, że sala tortur jest w renowacji ? zwrócił się Regi do królowej.
- Bo jest, ale jakoś ciężko mi było pozbawiać więźniów rozrywek.
- Taa? Mądra, sprawiedliwa, dbająca o poddanych królowa Niedotykalna?
- Och zamknij się.
Po chwili dotarli do drzwi, za którymi mieściły się schody prowadzące na piętro najgroźniejszych skazańców. Odgłosy agonii i nieopisanego bólu, przerwyane były przez inny głos paplający bez przerwy. Regi znał ten głos.
- O Boże, a co ona tutaj robi?! ? warknął podirytowany.
- Kto? Hateful? A wysłałam ją tutaj w ramach tortur na więźnach.
- Podstępna su?
- No no, pamiętaj, że mówisz do królowej! ? przerwała mu Niedotykalna.
- Taa, jakbym kiedykolwiek się tym specjalnie przejmował ? powiedział i otworzył drzwi.
Od razu usłyszeli gadający bez przerwy głos hateful:
- Ale panie więźniu, panie więźniu!
- Idź już sobie? - jęknął więzień.
- Ale panie więźniu, chleb panu biega po celi! A tak w ogóle to ostatnio? Regi, Niedotykalna! ? krzyknęła uradowana na ich widok. ? Słyszeliście, że? - Nie dane jej było jednak dokończyć, ponieważ królowa zakneblowała ją cegłą.
- Kurczę, nabierasz wprawy ? powiedział Regi z podziwem.
- Lata praktyki? Dobra hateful, zmykaj. Świetna robota! ? zwróciła się do dziewczyny, która posłusznie wykonała polecenie. Po chwili dało się jednak usłyszeć odgłosy jakby kogoś przypiekano rozpalonym do czerwoności żelazem. Niedotykalna wywnioskowała, że cegła musiała się rozpaść na jednym z wyższych pięter. Biedacy?
Po chwili poprowadziła Regiego do najbardziej oddalonej od wejścia celi na tym piętrze.
- Dobra uważaj. Może być agresywny ? ostrzegła szambelana i pociągnęła za dźwignię. Kraty otworzyły się. ? Idź przodem ? powiedziała do Regiego, który wykonał polecenie.
Na podłodze leżał ów tajemniczy więzień, najwidoczniej śpiąc. Był w dziwnie lepszym stanie niż jego towarzysze niedoli.
- Deviancie, wstań! ? rozkazała królowa. Brak reakcji.
- Chyba śpi, moja pani ? zasugerował Regi.
- Nie, to tylko poza. Mówię ci, próbuje uśpić naszą czujność. Deviacie! Nie zmylisz nas tymi swoimi brudnymi zagrywkami!
Odpowiedziało jej potężne chrapnięcie. Królowa przewróciła oczami i podeszła do słodko śpiącego devianta i zasadziła mu potężnego kopa w brzuch, wrzeszcząc:
- Wstawaj kurwa!
- Co? co do diabła! ? powiedział zdezorientowany więzień, wyjmując zatyczki z uszu.
- Pieprzeni przemytnicy ? mruknęła Niedotykalna.
- O, witaj królowo? I ty, Regi ? zwrócił się do nich, kiedy trochę oprzytomniał.
- To wy się znacie? ? zdziwiła się Niedotykalna.
- Nie, skądże znowu! ? odparł deviant.
- A już się bałam?
- Widać małżeństwo z królem Magicalem wyszło ci na dobre ? powiedział więzień z przekąsem.
- Tak ,tak daruj sobie. Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Za moment zostaniesz uwolniony.
- Fajnie.
- Wiem. I zostaniesz wysłany z pewną misją. Zostaniesz naszym szpiegiem i pomożesz nam zniszczyć madrava i jego szajkę, którzy ukrywają się prawdopodobnie na terenach Hydepark Hills.
- Super?
- A i będziesz podróżował pod zmienionym imieniem.
Twarz devianta momentalnie zmieniła wyraz. Patrzył się w sufit i wyglądał jakby doznawał czegoś w rodzaju objawienia.
- Dev, co się dzieje? Masz zawał? ? zapytała się zaniepokojona królowa. W tym momencie deviant wstał i podniósł z ziemi kamień. Zaczął grawerować coś na ścianie celi. Po chwili ich oczom ukazał się napis:
DEVIANTUS
ORBIT M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
A obok widniał drugi napis:
NONAMEUS
M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
- Oto umarł deviant, kochanek owcy i narodził się noname, kochanek ojczyzny!
- A więc to za to został skazany?- mruknął Regi.
- Nie sądzisz, że to było trochę zbyt melodramatyczne? ? spytała się Niedotykalna.
- Tak, sądzę. Ale nie mogłem się powstrzymać ? stwierdził noname. ? Tak więc, kiedy wyruszam?
- Za moment. Tylko jeszcze rzucę na ciebie zaklęcie. Jak nas zdradzisz to umrzesz.
- Napawasz mnie optymizmem królowo.
Niedotykalna majestatycznie podniosła ręce i zaczęła inkantację:
Abrakadabra
Gofrownica padła
Mam pęt kiełbasy
I dwa kuta? Cholera, chyba coś pomyliłam.
Regi pokręcił głową z politowaniem:
- Znowu siedziałaś na Samosi, prawda?
- Oj cicho, cicho. Muszę się skupić ? odparła królowa i zaczęła się skupiać.
- I jak ci idzie z zabijaniem króla? ? spytał się noname Regiego.
- Pracuję nad tym ? odparł szambelan.
- Mówiłeś coś więźniu? ? Niedotykalna podniosła głowę, patrząc na noname?a
- Tak pani, pytałem się pani towarzysza jak mu idzie z zamulaniem kruka.
- No cóż, niewola wybitnie ci nie służy ? stwierdziła i wracała do skupiania się. ? Już mam! - oznajmiła po dłuższej chwili.
Godzinę później noname był już w drodze do Hydepark Hills.